Lubeka, Giethoorn, wyspa Texel oraz Amsterdam – cz.3 – Texel

Wszystko co dobre szybko się kończy i 12.06 rankiem wyruszamy z Giethoorn Wszystko co dobre szybko się kończy i 12.06 rankiem wyruszamy z Giethoorn na wyspę Texel. Do pokonania mamy około 160 km. Drogą A22 dojeżdżamy do A7, a następnie groblą Afsluitdijk o długości 32 km., oddzielającą Morze Północne od powstałego sztucznego jeziora IJsselmeer, dojeżdżamy do przystani promowej w miasteczku Den Helder. Promy kursują co około 30 min. i kosztują około 65 Euro za kamper o długości 7m. Po około 20 minutach jesteśmy na terminalu Het Hornntje na wyspie Texel i ruszamy w poszukiwaniu wolnej parceli na kempingu.

Przed wyjazdem ustaliłem kilka adresów kempingów, a jednym z najciekawszych miał być położony na obrzeżach największego na Texel miasteczka Den Burg, Farm Camping „The Hall”. Otoczenie kempingu nie wzbudziło naszego zainteresowania więc ruszyliśmy dalej na drugi koniec wyspy, aż do kempingu Duinpark en Camping De Robbenjager, znajdującego się w pobliżu latarni morskiej.

Przy latarni znajduje się ciekawa restauracja z widokiem na rozległą plażę i morze. Niestety miejsc wolnych na dość dużym kempingu (chyba największy na Texel) nie było, czym byliśmy nieco zaskoczeni, może dlatego, że nie była to pełnia sezonu turystycznego, a połowa czerwca. Jadąc przez całą wyspę widzieliśmy dość dużo tablic informacyjnych o kempingach, więc ruszyliśmy w trasę po wyspie w poszukiwaniu ciekawego, wolnego miejsca. Po trzech, może czterech próbach trafiliśmy na nieduży, bardzo urokliwy kemping „Boerencamping Polderzicht”. Cena około 25 Euro za dobę, a w cenie wszystkie udogodnienia, czyste i wygodne sanitariaty (kontenerowe), podłączenie do prądu i wody oraz dużo otwartej przestrzeni, a przy tym, co jest nie mniej ważne, miły i uczynny gospodarz. W pobliżu było jeszcze kilka małych „rodzinnych” kempingów, jednak w sezonie zdecydowanie zalecam wcześniejszą rezerwację. Texel to raj dla rowerzystów, pełen ścieżek rowerowych, małych, urokliwych miasteczek i miejscowości, zaś jeśli przy drodze nie było ścieżki rowerowej, to droga miała wydzielone pasy dla rowerów i spacerowiczów. Jeżeli ktoś lubi miejski zgiełk, a nie ciszę i spokój, to niech lepiej jedzie do Amsterdamu lub innego dużego miasta. Ja jestem zaczarowany i oczarowany tą przepiękną wsypą z grupy Wysp Zachodnio-fryzyjskich. Po krótkim posiłku i odpoczynku, i oczywiście wykonaniu czynności związanych z kamperem ruszyliśmy rowerami po najbliższej okolicy. Jadąc w kierunku południowo wschodnim, po około 4 km dojechaliśmy do wybrzeża. Wyspa, ze względu na niskie położenie terenu otoczona jest w wielu miejscach wysokimi wałami chroniącymi przed zalaniem. W pobliżu znajduje się piękny rezerwat przyrody o tajemniczej nazwie „Utopia”, będący siedliskiem licznego ptactwa. Już pierwszego dnia podczas odpływu zrobiłem swoje pierwsze zdjęcia ostrygojada.

Popołudniowe słońce ładnie oświetlało odsłonięte muliste dno po którym wędrowały ostrygojady, zanurzając w mule dziób, a czasem prawie całą głowę i wydobywały z mułu wszelkiego rodzaju przysmaki. Po drugiej stronie wału było kilka mokradeł z płytką wodą, idealną dla ptaków brodzących, jednak po południu fotografowałbym prosto pod słońce. Podjąłem decyzję, że przyjadę następnego dnia z samego rana. Następnego dnia, przed wschodem słońca, zaopatrzony w aparat, odzież maskującą i kilka drobiazgów wyruszyłem podekscytowany na spotkanie z zachwycającą przyrodą. Najpierw wędrówka ścieżką rowerową wzdłuż rozlewisk celem zaznajomienia się z sytuacją i wyboru najciekawszych miejsc do fotografowania. Przebrany w maskującą pelerynę, takież rękawiczki, czapkę i kominiarkę przycupnąłem na małym rozkładany stołeczku i cierpliwie czekałem. Mógłbym tak siedzieć całymi godzinami i zachwycać się przyrodą. Niestety po dwóch, trzech godzinach słońce robi się jaskrawe, a Rybuś też nie może nudzić się sama w kamperze. Nad to rozlewisko przyjeżdżałem jeszcze parokrotnie i udało mi się uchwycić, w kadrze oczywiście, a nie za ogonek, kilka ptaków, a niektóre widziałem po raz pierwszy. Byłem zachwycony przepychanką o miejsce pomiędzy szablodziobem, a kaczorem czernicy, ”zapasy” trwały z małymi przerwami może 20 minut. Po kilkudziesięciu minutach ptaki przyzwyczaiły się do mojej „zamaskowanej” sylwetki i mogłem je uchwycić z dość bliskiej odległości, a były to szablodzioby, czernice, warzęchy, bernikle obrożne, ostrygojady, zaś nieco dalej krwawodzioby, łyski i liczne rybitwy. Pobyt ze względu na brak w weekend wolnych miejsc na kempingu w Amsterdamie z planowanych czterech dni przedłużył się do tygodnia, z czego byłem niezmiernie zadowolony. Rybuś też doceniła uroki wyspy, a w szczególności wycieczki rowerowe po okolicy, które dostarczały nam dużo przyjemności.

Niedaleko od „Utopi”, około 1,5 km na południe w kierunku miejscowości Oost , przy drodze znajduje się przepiękny wiatrak „Molen Het Noorden”.

Próbując znaleźć nieco informacji we wszystkowiedzącej Wikipedii, trafiłem na opis po holendersku, ale od czego mamy tłumacza Google. Okazuje się, że mimo dużego postępu i rozwoju aplikacji tłumaczących, trzeba być ostrożnym w korzystaniu z nich. Tłumaczenie tak mnie rozbawiło, że postanowiłem je zamieścić w całości:

Noorden to młynek z polderem Het Noorden na północ od Oosterend na wyspie Texel w prowincji Holandia Północna. Podczas odzyskania północno-wschodnich obszarów wyspy Texel, w 1878 roku potrzebny był duży młyn do mielenia tego obszaru. Podczas budowy młyn został wyposażony w śrubęvijzel. W 1928 roku młyn został wyposażony w łopaty opływowe i trzy pompy śrubowe zgodnie z systemem producenta młyna Dekker z Leiden. Młyn został wywiezny w latach sześćdziesiątych XX wieku i stał się własnością Holenderskiego Stowarzyszenia Młyńskiego w 1970 roku, które kilka lat później dokonało renowacji. Później dwie z trzech pomp śrubowych również zostały ponownie wyleczone. Pręty są teraz wyposażone w system cierpień hodowlanych z żeglarnią, a młyn mielący wodę w obiegu na zasadzie dobrowolności.

No cóż, trudno osobie bez wiedzy technicznej wywnioskować, że to po prostu wiatrak napędzający pompy (z wirnikiem w formie prostego ślimaka lub” śruby”) do osuszania polderów. Przy okazji, przynajmniej tłumaczenie dat i faktów historycznych wygląda na poprawne. Niezależnie od tłumaczenia wiatrak jest bardzo dobrze zachowany i po prostu piękny.

Kilka razy pojechaliśmy rowerami, korzystając z różnych ścieżek rowerowych w kierunku wcześniej wspomnianej, zabytkowej latarni morskiej. Przy latarni na rozległej równiutkiej piaszczystej plaży (do morza około 1 km) fani blokartingu, sportu polegającego na żeglowaniu np. po rozległej plaży na trójkołowcu (jedno koło z przodu, dwa z tyłu), zaopatrzonym w żagiel mknęli z naprawdę dużą prędkością.

Położenie wyspy , a szczególnie jej północny cypel zawsze gwarantują odpowiedni wiatr. Żałuję, że nie miałem wtedy ze sobą aparatu z teleobiektywem. Podczas jednej z kilku wycieczek rowerowych udało mi się zrobić kilka fotek licznych tu bażantów i pustułki siedzącej na słupku. Równie ciekawe były przejażdżki rowerowe na północną stronę wyspy.

Sfotografowałem liczne czajki, wszędobylskie i głośne ostrygojady, kryjące się w trawie rycyki, kilka edredonów, fruwające z jaskółkami jeżyki, półdzikie konie, świergotka łąkowego, ohary, pliszkę żółta, cierniówkę i kilka innych gatunków.

Nasz gruziński przyjaciel poinformował nas o pomniku gruzińskich żołnierzy z Gruzińskiego Legionu, którzy zbuntowali się przeciwko Niemcom i zaginęli pod sam koniec wojny w walce z niemieckim garnizonem na wyspie. W bezsensownej rzezi, która już nie miała najmniejszego wpływu na losy wojny zginęło 565 Gruzinów, 812 Niemców i 120 Holendrów, młodych żołnierzy, a wystarczyło poczekać jeden miesiąc, a prawdopodobnie wszyscy przeżyliby tę wojnę. Walki na wyspie zakończyły się dopiero 20 maja 1945 r. po przybyciu żołnierzy kanadyjskich i rozbrojeniu Niemców. Obiecaliśmy naszemu przyjacielowi, że odwiedzimy cmentarz i prześlemy zdjęcia.  Cmentarz „Georgische begraafplaats Loladse” położony jest około 3 km na południe od największego miasta na wyspie Den Burg. Po przejechaniu rowerem około 15 km od naszego kempingu dotarliśmy do bardzo zadbanego, otoczonego drzewami niedużego cmentarza, pełnego w tym okresie kwitnących na czerwono róż..

Bardzo ładna bramka wejściowa nie była zamknięta, więc weszliśmy na kilkanaście minut, żeby zrobić kilka fotek, które przesłaliśmy naszemu przyjacielowi w Tbilisi (sam często popełniam błąd wymawiając Tibilisi). Zapoznaliśmy się również z informacjami podanymi na tablicach. Sytuacja bardzo kuriozalna, ponieważ jedna tablica ufundowana za czasów radzieckich podaje dane w sposób bardzo nieprawdziwy (typowa cecha CCCP- ZSRR czy jak kto woli Związku Radzieckiego), zaś druga tablica ufundowana już po rozpadzie ZSRR podaje prawdziwe informacje.

W zasadzie to przejechaliśmy prawie 2/3 długości wyspy, tak że bardziej wytrwali mogą objechać wyspę spokojnie w jeden dzień, a ci którzy mają dobry e-bike nawet dwa razy. Kilkukrotnie pojechaliśmy, to na zakupy, to na kawę lub obiad do bardzo uroczego, oddalonego od kempingu może o 3 km miasteczka De Cocksdorp, leżącego niedaleko latarni morskiej. Ogólnie musimy powiedzieć, bo tak nakazują nam nasze kubki smakowe, tzn. mojej Rybuś i moje, że jednak polska kuchnia jest dużo bardziej urozmaicona i smaczniejsza, a może to tylko stare nawyki i przyzwyczajenia? Jak to zazwyczaj jest, gdy jest miło i przyjemnie, czas szybko mija i trzeba było ruszyć w dalszą drogę, tym bardziej, że od 18.06 2023 r. były już wolne miejsca na „Camping Zeeburg Amsterdam”. Rano 18.06 pakujemy manele do kampera i w drogę. Po krótkim czasie dojeżdżamy do przeprawy promowej i ku naszemu zaskoczeniu nie musimy kupować biletu, ponieważ na Texel kupuje się bilety tylko na wjazd. Od naszego kempingu na Texel do kempingu w Amsterdamie dzieli nas około 120 km., więc dojeżdżamy dosyć szybko, pomijając ze dwie pomyłki przy zjeździe z autostrady. Niderlandy to kraj niziny pełne łąk, kanałów i bardzo gęstej sieci dobrych dróg.

  Ciąg dalszy – Amsterdam

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *