Historia mojej pasji – Leningrad

Błogi czas technikum szybko minął i zrządzeniem losu zostałem studentem LITMO, tzn. Leningradzkiego Instytutu Mechaniki Precyzyjnej i Optyki. Uczelni w mieście które już dawno zmieniło nazwę, oraz państwie ZSRR, którego już nie ma. Zastanawiam się, czy nie usunąć tej informacji, ponieważ u różnych ludzi może ona wywołać różne skojarzenia. Pozostawię ją jednak ze względu na jej silny związek z fotografią.

Otóż studia na uczelni umożliwiły mi głównie zdobywanie wiedzy technicznej, zaś produktem ubocznym było zaopatrywanie od czasu do czasu braci Słowian w produkty pierwszej potrzeby takie jak: dżinsy Wrangler, Lee, Levi Straus itp. oraz inne uzupełniające produkty Made in Poland. Ta drobna działalność handlowa pozwalała na zacieśnienie przyjaźni polsko-radzieckiej, a przy okazji podreperowanie skromnego budżetu studenckiego. Ów budżet pozwolił mi na zakup, oprócz dotychczas nieosiągalnych dżinsów marki Wrangler (komplet: spodnie + kurtka) i tzw. bardzo wtedy modnych wśród studentów drewniaków, również na zakup Cadillaca, co ja mówię Rolls-Royce’a wśród ówczesnych aparatów fotograficznych w ZSRR, a mianowicie aparatu Kieve 6C, który ze względu na swoją wagę mógł służyć również do obrony. Moja pasja zaczęła rozkwitać. Robiłem zdjęcia na ślubach i weselach kolegów, podczas wypadów za miasto i oczywiście podczas innych najróżniejszych okazji. Filmy i zdjęcia czarno-białe wywoływałem sam, zaś kolorowe jak zwykle oddawałem do Pana Fotografa. Doświadczenia z mieszkania w internacie przydały się również na studiach, wiedziałem już, jak pod podobnym szpitalnianym łóżkiem upchać walizkę, kuwety i inne akcesoria fotograficzne oraz zakupiony już nie do spółki, lecz za własne pieniądze powiększalnik. Fascynowały mnie duże, jak na tamte czasy formaty, wielkość których ograniczał tylko rozmiar kuwety (niestety brodzikiem nie dysponowałem), powiększalnik stał na stole, a papier do naświetlania leżał na podłodze. Zdjęcia wisiały na ścianach pokoju w akademiku, lecz miały bardzo dużą konkurencję w postaci przywożonych przez kolegów plakatów z polskimi muzykami i zespołami muzycznymi, z nieodżałowanym Czesławem Niemenem na czele, którego wspaniałych utworów słuchaliśmy na okrągło.

Czas studiów (pięć i pół roku) minął jednak bardzo szybko i trzeba było rozpocząć poważne dorosłe, już nie studenckie, życie. Po kilkumiesięcznej przerwie na łonie natury w rodzinnej miejscowości Rychliki, gdzie czas mijał mi błogo przy sianokosach, żniwach i innych pracach na gospodarstwie, przyszedł pamiętny 1.09.1979r. Opuściłem rodzinną sielską wieś, by udać się do odzyskanego, wspaniałego Szczecina i rozpocząć pracę jako młodszy asystent na Politechnice Szczecińskiej. Los lubi się powtarzać, znów hotel asystencki, pokoik 8m kw. + łazienka i współlokator, który na szczęście się nie pokazywał. Ponieważ w hotelu nie było łóżek szpitalnianych, nie było też pod nimi miejsca na akcesoria fotograficzne, dlatego musiały zostać w domu.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *